21 marca 2013

Jak narkotyki rozsadzają potężne państwo od środka.



Trudno sobie wyobrazić sytuację, gdy jakaś grupa przestępcza zagraża funkcjonowaniu państwa. Jeszcze ciężej pojąć fakt, iż jest to państwo, które zarówno pod względem liczby ludności, powierzchni, PKB i wskaźnika HDI zajmuje miejsca w pierwszej piętnastce na świecie. Czy są to realia jakiegoś filmu akcji rodem z Hollywood? Fabuła najnowszej książki Toma Clancy'ego? Gry komputerowej? Nie. To realia Meksyku.

Obszar ciągnący się na południe od rzeki Rio Grande aż do Amazonki zawsze był idyllą dla handlarzy narkotyków ze względu na bliskość największego na świecie ich konsumenta - USA (Mapa. 1.)(Mapa. 2.). Do połowy lat 90-tych centrum narkobiznesu była Kolumbia. Działania podjęte przez rząd w Bogocie i pomoc jaką dostało to państwo od Stanów Zjednoczonych przyczyniły się do zmniejszenia roli karteli w tym kraju. Nie zapobiegły jednak w zlikwidowaniu szlaków handlowych, powiązań dealerów oraz przede wszystkim idei handlu. W takim wypadku cały biznes przeniósł się do Meksyku.
Mapa. 1. Obrót kokainą na świecie. Wiodąca rola Stanów Zjednoczonych.

Mapa. 2. "Filie" karteli narkotykowych na terenie Stanów Zjednoczonych
Wojna z kartelami na wielką skalę rozpoczęła się na przełomie 2006/2007 roku, gdy ówczesny prezydent Felipe Calderon postanowił wesprzeć siły policyjne oddziałami wojskowymi, by wspólnymi siłami walczyły z poszczególnymi ugrupowaniami przestępczymi. Było to konieczne, ponieważ handlarze dysponowali (i nadal dysponują) nieprawdopodobnym wprost wyposażeniem. Od karabinów maszynowych, granatów, helikopterów po broń przeciwpancerną. Odnotowano też przypadek gdzie gangsterzy mieli na swoich usługach... łódź podwodną. Nie dziwi więc statystyka mówiąca o ofiarach tego konfliktu. W latach 2007-2011 zginęło tam ponad 43 tys. ludzi ( dla porównania, prawie 10 razy więcej niż amerykańskich żołnierzy w Afganistanie i Iraku) głównie w trzech północnych stanach: Chihuahua, Sinaloa i Durango (Mapa. 3.)
Mapa. 3. Procent zabitych w wojnie narkotykowej. 

Powyższa mapa ma bardzo silny związek ze strefą wpływów poszczególnych grup (Mapa. 4.). Najsilniejszy jest zdecydowanie kartel Sinaloa. Siła tej organizacji opiera się głównie na przywódcy - Joaquinie Guzmanie. Zadbał on o dobre stosunki z kolumbijskimi przemytnikami oraz zgromadził ogromny kapitał (jeden z 10 najbogatszych ludzi w Meksyku) co skutecznie pozwala mu kierować grupą. Kolejnym kartelem godnym uwagi jest Los Zetas. Stworzyła go grupa elitarnych komandosów z oddziałów powietrznodesantowych wywodzących się z innej grupy - El Gulf. W ciągu kilku lat zdołali oni opanować prawie całe wschodnie wybrzeże Meksyku. Najbardziej medialnymi podmiotami owej wojny są jednak Tijuana Kartel oraz Juarez Kartel. Na czele pierwszego z nich stoją bracia Arellano Felix, którzy słyną z wielkiego sadyzmu (stosowanego również wobec kobiet i dzieci) a także wykreowania "narkostylu", który zasłynął w popkulturze - objawia się w przesadnym przepychu ocierającym się o kicz. Juarez natomiast od zawsze było nazywane "miastem śmierci" w Meksyku. Już przed II wojną światową na jego terenie znajdowały się punkty przerzutu alkoholu do USA, gdzie panowała prohibicja. W czasach narkobiznesu miasto okryło się dodatkowo złą sławą. Słynęło ze zniknięć kobiet. Swego czasu media nazwały nawet to zjawisko "masowym kobietobójstwem" (szacuje się, że na przestrzeni 15 lat zaginęło lub zginęło tam ok. 20 tys. kobiet). Wszystkie szlaki jak łatwo można było się tego spodziewać wskazują na członków Juarez Kartel.

Mapa. 4. Obszar działania karteli narkotykowych. Kolorem zielonym na północnym-zachodzie zaznaczono kartel Tijuana, a różowym na północy kartel Juarez.

Pomimo tych wszystkich czynników sprzyjających działalności przestępczej nasuwa się pytanie - dlaczego siły policyjne i wojskowe nie potrafią wygrać tej wojny? Jest kilka powodów:

  1. "Zjawisko hydry". Bardzo popularne jest porównanie karteli narkotykowych do mitycznej hydry - gdy jeden zostaje zniszczony, drugi jego kosztem rośnie w siłę stawiając silniejszy opór. I tak na okrągło.
  2. Lobbing. Wojny narkotykowe to ogromny zysk dla wszystkich producentów broni, sektora chemicznego czy... więziennictwa (w USA jest coś takiego jak więzienia prywatne).
  3. Ekonomia. Jest to zmora także innych krajów gdzie rozkwitł handel narkotykami. Polega to na tym, że baroni narkotykowi inwestują brudne pieniądze w legalne sektory gospodarki, przez co mają pokaźne źródła dochodów, zdobyte w legalny sposób. Często są one wykorzystywane do gry politycznej. Spekuluje się nawet, że za kilka lat w wyborach prezydenckich może wystartować kandydat wywodzący się z tychże ugrupowań.
  4. Poczucie bezkarności, efekt psychologiczny. Ściąganie haraczy od szkół i przedszkoli (miało to miejsce w Acapulco) zastrasza miejscową ludność, która zostaje postawiona przed wyborem "pomagasz albo giniesz". Większość osób wybiera pierwszą opcję. Są wśród nich również funkcjonariusze policji (w mieście Villa Ahumada po serii zamachów z pracy zrezygnowali wszyscy policjanci) czy żołnierze. Oliwy do ognia dolewa wszechobecna korupcja.
Meksyk liczący 117 milionów ludzi, o powierzchni prawie 2 mln kilometrów kwadratowych, posiadający bardzo bogate zasoby naturalne, prężnie rozwijającą się gospodarkę ma wszelkie predyspozycję by stać się mocarstwem regionalnym, a nawet światowym. Nie jest to jednak możliwe, dopóki 15% PKB jest przeznaczane na walkę z grupami przestępczymi (dla porównania w innych krajach 15% PKB to często siły zbrojne + opieka zdrowotna + badania, innowacyjność itp.). Rząd w Mexico City stoi przed wielkim dylematem - czy ulec sugestiom by wprowadzić bardziej liberalne prawo dotyczące narkotyków i stopniowo je legalizować (konieczne byłoby także przekonanie o tym Stanów Zjednoczonych) czy dalej toczyć wojnę z kartelami, która pochłania dziesiątki tysięcy istnień oraz miliardy dolarów. Ja uważam, że pierwsza opcja jest tylko uspokojeniem sytuacji na chwilę. To, że zdarzają się morderstwa czy kradzieże to nie znaczy, że trzeba je od razu legalizować - tak samo ma się sprawa z narkotykami - argument mówiący "mniej restrykcyjne prawo odnośnie narkotyków zmniejsza problemy z nimi związane" jest bardzo naiwne. Walka w takiej formie jak teraz również nie ma większego sensu, co pokazuje bilans strat i postępy poczynione do tej pory. Najlepszym wyjściem byłaby zmiana prawa, która umożliwiałaby władzom "odcięcie" od źródeł dochodów przywódców karteli, nawet tych "legalnych".



Jeżeli chcesz dowiedzieć się więcej odnośnie tej tematyki i nie tylko,
 odwiedź moją stronę na Facebooku:

 https://www.facebook.com/czasopismoszachownica


Mariusz Woźniak, redaktor naczelny "Szachownicy".











5 komentarzy:

  1. Mi się wydaje, że modyfikacja nic nie zmieni, bo co dla człowieka, który nie liczy się z życiem tysięcy osób znaczy prawo? Według mnie najskuteczniejszym rozwiązaniem jest wypowiedzenie wojny przy wsparciu organizacji międzynarodowych.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale takie coś już zostało wypowiedziane. ONZ wprowadziła prohibicję na narkotyki 50 lat temu, a w 2006r. wypowiedziano oficjalnie wojnę kartelom. Bez pieniędzy przywódcy nie będą w stanie utrzymać szlaków handlowych, punktów przerzutowych i co najważniejsze - opłacać najemników, czy zgrywać filantropów wśród miejscowej ludności. Zmiana prawa dała by dodatkowe narzędzia do walki policji i rządowi.

    OdpowiedzUsuń
  3. To że narkotyki są złe widać na całym świecie, ale największe tragedie dzieją się w rodzinach gdzie ktoś jest uzależniony. Moim zdaniem, nie ma na co czekać tylko najlepiej taką osobę skierować na terapię do ośrodka https://detoksfenix.pl/ w którym będzie mogła liczyć na niezbędną pomoc.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nad takimi rzeczami póki co ja się jeszcze nie zastanawiałam, ale jestem przekonana, że warto jest wiedzieć gdzie szukać pomocy. Moim zdaniem wizyty w gabinecie psychologa https://melka-roszczyk.pl/ są na pewno bardzo dobrym rozwiązaniem.

    OdpowiedzUsuń